pfronlogonew fio ASOS anmar-logo celestynow Facebook-Logo-60x60
Nasza Szata


kursy

    

Grupa inicjatywna

zaswitalpomyslKopiowanieDokładnie nie wiem kto zrobił to zdjęcie na kursie żeglarskim i zaręczam że nie jest to fotomontaż /może ktoś przypomni sobie, że je zrobił/. Po powrocie do domu gdy przeglądałem zdjęcia z kursu ukazało się między innymi właśnie to. Napłynęły jeszcze bardzo świeże wrażenia z kursu w Almaturze, oraz myśli było nas 12 osób na kursie, nasz kurs był piąty, więc 60 osób uzyskało patenty żeglarskie. A ile jeszcze nas siedzi w domach przed kompami. Pomyślałem, że warto każdemu wysłać sygnał, że można inaczej "pomimo – a może właśnie dlatego" ale jak do nich dotrzeć? Spróbowałem przez lokalną gazetę.
Pan Bogdan jest niepełnosprawny w stopniu lekkim. Porusza się samodzielnie, ale ma dysfunkcje nogi. O tym, że trafił na kurs żeglarski dla osób niepełnosprawnych do Giżycka zadecydował przypadek. Kiedy rok temu zaczął wędkować na Wiśle został skontrolowany przez policję wodną – policjanci zobaczyli na rzece nieznaną motorówkę i podpłynęli do mnie. Zapytali czy mam patent, aby obsługiwać łódkę z silnikiem - wspomina rencista, mieszkaniec Otwocka. Pan Bogdan był przekonany, że nie musi mieć żadnych zezwoleń, aby wypłynąć na połów ryb. Okazało się jednak, że od czerwca ubiegłego roku jest ono konieczne. Policja wodna odholowała go do brzegu i poradziła wyrobić jak najprędzej stosowne dokumenty. Pojechał więc na Mazury. Spacerując po Giżycku zauważył ogłoszenie o kursie dla żeglarzy niepełnosprawnych. Skontaktował się z komendantem wyszkolenia żeglarskiego Krzysztofem i umówił się z nim na rozmowę już w "Almaturze" – Centrum Żeglarstwa i Turystyki Wodnej nad jeziorem Kisajno.
Krzysztof stał na kei (pomoście, gdzie cumują łódki). – Poszedłem tam i zobaczyłem kilkanaście wózków inwalidzkich, które były przewrócone do góry kołami, okazało się, że osoby które jeszcze pół godziny wcześniej były na tych wózkach, teraz samodzielnie pływały żaglówkami po jeziorze - opowiada mieszkaniec Otwocka. Organizowany w Giżycku specjalny program dla osób niepełnosprawnych umożliwia im zdobycie umiejętności żeglowania a potem samodzielnego pływania na normalnych, klasycznych łodziach i jachtach, które nie są w żaden sposób przystosowane dla niepełnosprawnych, bo nie ma takiej potrzeby. O tym, ze kwestia wsiadania u wysiadania z łodzi to sprawa bardzo prosta i ludzie z poważnymi niedowładami nóg, czy nawet częściowymi paraliżami górnej połowy ciała, świetnie sobie z tym radzą, pan Bogdan przekonał się potem na własne oczy, już jako uczestnik kursu.
Jedna ręka dla ciebie druga dla jachtu. W swojej grupie był najbardziej sprawną osobą. Pozostałych 4 kolegów było na wózkach, w tym jeden po amputacji. Byli to ludzie z całej Polski, w różnym wieku. W sumie w kursie uczestniczyło 12 osób. Załogi starczyło dla 4 jachtów, na każdym był jeden instruktor również niepełnosprawny oraz trzech kursantów. Najmłodsza uczestniczka miała 18 lat, a najstarszy, Heniek - 67. – Na moim jachcie "Neszu" instruktorem był Wiesław Nowakowski osoba niepełnosprawna żeglująca od wielu lat po akwenach nie tylko Polski, ale i świata, Konrad z Głogowa, wózkarz i Władek z Giżycka, z paraliżem prawej ręki – relacjonuje rencista. Kurs trwał dwa tygodnie. – Nic nie pisaliśmy, wystarczyło, że się słuchało wykładów, po obiedzie materiał teoretyczny przerabialiśmy na wodzie – opowiada Bogdan. Pierwszego dnia ludzie, którzy są od kilku lub kilkunastu lat na wózkach, bali się wody. – Daniel grał kiedyś w tenisa, nawet z Fibakiem udało mu się wygrać, Władek lata na motolotni, ale z wodą nie mieli wcześniej żadnego kontaktu. Bardzo bali się o tzw. stabilizację, na łódce. To wózkarze, mają paraliż obu kończyn – wyjaśnia mieszkaniec Otwocka.
Po kilki minutach na łódce okazało się, że wspaniale balansują ciałem i reagują na każdy przechył łódki mimo swojej niepełnosprawności. Następnego dnia rano już wszyscy siedzieli na "Neszu". Podstawą była nauka wsiadania i poznawania osprzętu. Osoby, które mają protezy, na łódkę wskakiwał szybciej niż my, odpinał tylko wcześniej protezy. Nie potrzebują do tego ani pochylni, czy specjalnych podnośników – zaznacza rencista. Kiedy opanowali już ten pierwszy lęk, że zostali pozbawieni wózka, siadali bez żadnych dodatkowych przypięć na łódce, która na wodzie stawała się ich wózkiem. Jest taka zasada, jedna ręka dla ciebie, druga dla jachtu, jedną trzymaj się zawsze uchwytu albo burty, a druga służy do manewrowania żaglem, lub sterem – wyjaśnia pan Bogdan. Jachty są doprowadzane nie dziobem do kei tylko bokiem, wtedy podprowadza się wózek, który jest zestabilizowany i osoba niepełnosprawna, która ma sprawne silne ręce swobodnie wskakuje na wózek. Po wykonaniu każdego manewru na wodzie, przesuwają się o jedno miejsce, aby każdy miał możliwość wykonania go po kolei. Wzruszam się, przypominając sobie jak zobaczyłem taki dziki błysk radości w oczach Konrada, który był wózkarzem na mojej łódce, kiedy pierwszy raz siadł na miejscu sternika. On najbardziej się bał tej swojej stabilizacji i tego przesuwania na łódce i przeciągania swoich nóg. Jednak w momencie, kiedy siadł na miejscu sternika i chwycił rumpel, a z drugiej strony talie grota i kiedy ta łódka zaczęła płynąć widziałem radość i szczęście w jego oczach, że ta łódka go słucha, że samodzielnie ją prowadzi, mimo że używa tylko rąk – mówi mieszkaniec Otwocka.
Na wodzie nie liczy się bowiem, czy ktoś jest sprawny, czy niesprawny ruchowo. Każdy może żeglować. A ludzie niepełnosprawni mają ten komfort, że na wodzie nie widać niepełnosprawności, poza wciągniętą ma maszt mini banderką z symbolem wózkarza, którą czasami i tak zdejmują.
Na ratunek sprawnemu żeglarzowi
grupainicjatywnaCały kurs kończył się egzaminem teoretycznym. Dzięki przyswojonej wiedzy człowiek czuje się pewnie na wodzie, rozumie wszystkie znaki, czyta pogodę, czuję wiatr, wie jak się zachować w warunkach ekstremalnych takich jak nagła burza czy w sytuacji gdy ktoś znajdzie się za burtą. Właśnie w dniu egzaminu jedna z załóg przeprowadza takie ćwiczenie. Kiedy wykonywali procedurę podejścia do umownego tonącego, w tym przypadku koła ratunkowego, padła ponownie komenda "człowiek za burtą". Łódka wykonała zwrot bo okazało się, że z przypływającego jachtu jakiś mężczyzna naprawdę wypadł z dziobu do wody. Przerwano więc egzamin i podpłynięto do tonącego człowieka ratując mu życie. Jak się potem okazało był on sprawnym żeglarzem pod wpływem alkoholu. Pan Bogdan całe zdarzenie obserwował z kei. Kilka minut wcześniej zakończył swój egzamin. W tym przypadku to niepełnosprawni uratowali życie sprawnemu żeglarzowi.

Wszystkie 12 osób, które razem z panem Bogdanem uczęszczały we wrześniu br. na kurs zdały pomyślnie egzamin. Mogą teraz same, bez instruktora żeglować. Uzyskały patent sternika jachtowego, który jest honorowany we wszystkich portach na śródlądziu, w firmach czarterujących jachty. Mają marzenia, żeby brać udział w regatach, obozach żeglarskich i spotykać się w "Almaturze" w Giżycku. Kurs jest bezpłatny bo finansowany jest ze środków z PFRON-u. Jedyny koszt jaki poniosłem to dwa zdjęcia do patentu – wspomina pan Bogdan. W zeszłym roku było 5 edycji tego kursu. Jedyny warunek to osoba musi być sprawna intelektualnie. To, że ktoś nie ma ręki czy nogi lub ma ją niewładną, nie słyszy, to nie szkodzi. Na wodzie najważniejsza jest głowa, a załoga to są oczy, nogi i ręce i wszystko się uzupełnia nawzajem – mówi żeglarz. Teraz pan Bogdan może także uczyć inne osoby niepełnosprawne i myśli o zorganizowaniu swojej załogi. Jeśli choć jedna osoba po tym artykule wsiądzie na łódkę i poczuje tę radość co ja, to będę zadowolony. Woda potrafi zarazić człowieka żeglarstwem. To jest trudne do opisania uczucie, kiedy wieją trzy różne wiatry, a płynie się jednym. Łódka słucha sternika i nie ma znaczenia, czy jesteś młodym, stary, garbaty, czy kulawy. – przyznaje rencista. Jeśli któraś z osób niepełnosprawnych chciała by przeżyć taką przygodę jak pan Bogdan i pozostałe 11 osób, które razem z nim uczęszczały na kurs żeglarski w Giżycku podajemy kontakt do pana Bogdana: telefon: 501 196 507 Z niecierpliwością czekałem na ukazanie się wydania gazety "LINIA OTWOCKA" podając swój tel. kontaktowy myślałem, że zostanę zalany telefonami bo przecież widzę osoby niepełnosprawne na ulicach naszego miasta. Ukazało się wydanie gazety i poczułem "kubeł zimnej wody" trudno w to uwierzyć, ale to tej pory nikt nie zadzwonił. Rozmawiam z Prezesem PZŻN Zbysławem Zielińskim I jego rada, żeby wręczać wizytówki okazała się skuteczna i zaowocowała zebraniem grupy inicjatywnej.

BUDYNEKSTANICYWOPR