pfronlogonew fio ASOS anmar-logo celestynow Facebook-Logo-60x60
Nasza Szata


kursy

    

STS "Fryderyk Chopin"

Sezon żeglarski 2007 rozpoczął się regatami na jeziorze Kisajno, pływałem jako szotmen. Po jednej z odpraw, przed startem podziwiałem rysunki żaglowców wiszące na ścianie sali wykładowej. Na tej czynności przyłapała mnie Ewa, która sędziowała nasze regaty. Marzysz o Karaibach i piratach. Niekoniecznie, ale chciałbym wejść tu. Staliśmy przed szkicem żaglowca i mój palec trafił na najwyższą reję na maszcie. Chwila rozmowy z nią obdarła mnie ze złudzeń. cytuję: zapomnij, na żaglowcach do pracy na rejach wychodzi tylko "szkieletowa" /stała/ załoga, inni pracują tylko przy linach dolnych żagli i tylko na pokładzie. Jak wyszła sprawdziłem na opisie gdzie trafił mój palec. Okazało się że żaglowiec to bryg, a punkt w który trafiłem, to nok grottrumsreji. Pływałem na jeziorach "smakowałem żeglarstwa". Na jesieni Polski Związek Żeglarzy Niepełnosprawnych zorganizował grecki rejs, który był pierwszym etapem do szkolenia na wyższe stopnie żeglarskie. Polecieliśmy samolotem do Aten, w marinie Kalamaki, czekały na nas jachty. S/y Thetis nazywa się jacht na którym płynąłem. Żeglarstwo morskie to inna "bajka".
Rejs szybko się skończył i po powrocie w perspektywie znowu długa zima. Do ciepłych mórz daleko i drogo, a tu żeby podejść do egzaminu na sternika jachtowego, trzeba wypływać 200 godzin na morzu. Najbliżej Bałtyk. W listopadzie znajduję "wolną koję" na s/y Morka i płynę w rejs stażowo-szkoleniowy, czyli "Niedżwiedzie mięso" na wodach Bałtyku. Wieje i zimno. To nie Grecja. Wychodzimy z Gdańska, cały dzień halsujemy po zatoce. Kapitan poznaje nasze umiejętności, my poznajemy jacht. Wieczorem cumujemy w Gdyni. Po kolacji wyszedłem do portu. Mam tu parę znajomych miejsc do odwiedzenia, służyłem w wojsku na Oksywiu. W oczy rzuca się wysoki budynek w budowie. Poza tym wszystko "po staremu" - pod Muzeum Oceanografii, leży w tym samym miejscu, to samo "żebro... wieloryba, tylko ciut bardziej omszałe. Jest po sezonie, wyslipowane jachty wianuszkiem otaczają pomnik gen. Zaruskiego. Na pewno dobrze się czuję w ich otoczeniu. Oczywiście odwiedzam nabrzeże przy których cumują żaglowce. Leniwie kołyszą się na cumach. Mijam ORP "BURZA" i nieoczekiwanie widzę w mroku kształt jeszcze jednego żaglowca, duży, wysokie 2 maszty, bukszpryt. Bryg???. Odczytuję napisy na rufie Szczecin i "Fryderyk Chopin" I już wszystko jasne bryg. Oczywiście przypomina mi się rozmowa z Ewą. Patrzę z podziwem na żaglowiec, machinalnie odnajduję miejsce które wskazałem na szkicu w sali szkoleniowej. Wysoko!!!!. Jest cicho. Podchodzę do skrzypiącego trapu chwytam za poręcz i zatrzymuje mnie bujająca się na wietrze okrągłą tabliczka ... "ONLY CREEP" Więc nie ja.
Robię zdjęcia. Jest piękny.
Wracam na "Morkę" dowiaduję się "Fryderyk Chopin" w lato pływa na Karaibach, a zimą na Bałtyku. I można na nim popłynąć. Po powrocie z rejsu rzuciłem się do "kompa" i znalazłem wolną koję w grudniowym rejsie "Fryderyka Chopina" na Bałtyku. Dwa tygodnie do rejsu szybko minęły. Uczyłem się takielunku, ożaglowania, rozkładu pomieszczeń itp. żaglowca.
Nocna jazda pociągiem i "bladym" świtem wchodzę po trapie. Tabliczka z napisem buja się na wietrze, ale mnie nie dotyczy. Mijam ją i wchodzę na pokład. Witam się z banderą. Wachta przy trapie stawia "ptaszka" na liście i jestem załogantem żaglowca. Planowanie wyjście z portu jutro o 9000. Po południu załoga w komplecie. Podział na wachty, kamizelki, szelki bezpieczeństwa, sygnały alarmowe. Cała przed rejsowa procedura. Po kolacji jestem na pokładzie, cały dzień poznawałem żaglowiec. I cały czas spoglądałem na to wybrane miejsce na reji. Dowódcą naszej wachty jest kobieta – doświadczona żeglarka. Mówię jej, że chcę wyjść na grottrumsreję. Patrzy na mnie i mówi "chodziłeś po rejach dasz radę? - to 30 metrów w górę i 30 metrów w dół". Nie chodziłem – ale chcę MUSZĘ! spróbować "Szelki widzę już masz, to ja idę na dziób".
Idę wolno do grotmasztu, wiele "różnistych" myśli przelatuje przez głowę. Wychodzę na nawietrzną burtę i staję na drablinie rozpiętej miedzy wantami. Patrzę w górę, lampa pod pierwszym salingiem oświetla pokład, dalej ciemno, nie widać lin, masztu... Sztywna moja noga nie przeszkadza, chociaż na początku trudno trafić na linę. O dziwo, z 3 drablin zrobiło się najpierw 2, a potem tylko jedna. Im wyżej tym bardziej wąsko. I coraz bardziej buja. Minąłem lampę podsalingową i zrobiło się zupełnie ciemno. Wpiąłem karabińczyk szelek i czekam patrząc w górę. Po chwili widzę pierwszą trudność saling, to pomost na który muszę wejść. Tylko jak stoję na jednej nodze, pod platformą salingową... Widzę pręty stalowe tworzące stopnie. Tylko noga nie pasuje. Ta sztywna w kolanie nie zegnie się żeby wejść na stopień. Zawisam na rekach i "zmieniam nogę". Wpięte szelki zwiększają poczucie bezpieczeństwa. Jeszcze tylko trzeba odchylić się maksymalnie do tyłu, chwytam następne liny i winduję się na platformę. Stoję na 1 salingu, patrzę w dół na pusty pokład. Tylko przy sterówce zauważam postać. Wchodzę wyżej i docieram na platformę 2 salingu. Coraz bardziej buja masztem, pojawia się wiatr i coraz mniej drabin do wspinania. Potem skończyły się drabiny na wantach, do dalszej wędrówki służą metalowe klamry przyspawane do masztu. Pojawia się problem z nogą, zbyt małe zgięcie w kolanie, muszę podciągać się na rękach żeby trawić na kolejną klamrę. Zostały 2 reje do pokonania w ten sposób. Chyba za grubo się ubrałem. Skończyły się klamry. Widzę zwinięty, związany sejzingami, żagiel grottrumsel zwinięty na grottrumsreji. Wpinam się w linę i daję duuuży krok na pertę. Lina na której stoję, bardzo się buja i wszystko dookoła się buja. Balansuję na tej linie, wczepiony palcami w płótno żagla. Przesuwam się na koniec reji. Dotykam ją nok całą ręką, nie palcem. Dalej tylko przestrzeń. Jestem. Rozglądam się dookoła. Z jednej strony światła portu i miasta ze świecącym krzyżem na wzgórzu. z drugiej "połączone morze z niebem" z rozbłyskami świateł. Czuję wiatr który... ma zapach - nieznanego, tajemnicy, przestrzeni... Nie wiem jak nazwać to co czułem w tamtej chwili, ale to uczucie tkwi we mnie, i bardzo mi się podoba. No to teraz tylko z górki. Z rozdygotanej perty na klamrę i wyszukiwanie nogą następnej. Nie widać gdzie postawić nogę, Małe te klamry, na pół buta. Z każdym krokiem nabieram wprawy, ale cieszę się jak klamry zmieniają się w drablinę. "Moja" grottrumsreja roztapia się w mroku, docieram na platformę 2 salingu. Okazuje się, że trudniej schodzić. Drżą mi nogi i ręce. Emocje lub zmęczenie dają znać o sobie. Wpinam się i znajduję pierwszy stopień pod platformą. Chwilę wiszę plecami do pokładu i jestem zdziwiony że tak łatwo udaje mi się zejść na szersze drabliny. Z najniższą 1 platformą też nie ma problemu. Coraz szerzej i więcej drablin. Nieoczekiwanie staję na burcie i schodzę na pokład. Jednak za grubo się ubrałem na taką wycieczkę.
Bogdan
p.s
0 9:00 zgodnie z planem oddaliśmy cumy, ogłoszono "alarm do żagli" kapitan "Ostry" wydaje komendy "Uwaga załoga stawiamy dolnego i górnego marsla na grocie, foka i latacza -wykonać". Pytam dowódcy wachty - mogę iść? Skinęła głową i uśmiechnęła się. Nie pamiętam jak wchodziłem, ale pamiętam widok portu z rei górnego marsla na STS "Fryderyk Chopin" wychodzącym w morze. Niżej latały krzyczące mewy. Minęliśmy główki portu, morze rozświetlone było słońcem, bukszpryt żaglowca skierowany na horyzont. Mija czas ja dalej marzę... a Ty?
 
Wychodzimy na reje "Palec, czyli spełnione marzenie"